Jestem studentem pierwszego roku polonistyki na UMCS w Lublinie, wcześniej byłem studentem jednej z warszawski uczelni. Jednak po pierwszym semestrze wiedziałem, że kierunek ten to była pomyłka. Dlatego zrezygnowałem z zaliczenia drugiego semestru i przeniosłem się na lubelską uczelnię.
Zobacz opinie o bankach w Twoim mieście!
Dlaczego o tym piszę? Sprawa dotyczy kredytu studenckiego, poza tym podejrzewam, że w podobnej sytuacji jest wielu studentów. Otóż kredyt studencki już mam, ponieważ bank zakwalifikował mnie w ubiegłym roku. Kiedy w sierpniu zgłosiłem się do banku w celu wyjaśnienia sytuacji w jakiej się znalazłem pracownica banku poinformowała mnie, że nie ma problemu i trzeba będzie tylko podpisać aneks do umowy w celu wydłużenia okresu kredytowania. Sprawa wydawała mi się prosta więc myślałem, że wszystko jest w porządku. Kiedy jednak na początku września zatelefonowałem w celu umówienia się na spotkanie na konkretny termin okazało się, że jednak nie jest coś się nie zgadza. Usłyszałem bowiem, że przez rok nie będę brać kredytu, poza tym muszę donieść dodatkowe dokumenty.
Po kilku dniach ponownie zadzwoniłem, ponieważ trafiła mi się praca na umowę zlecenie i nie wiedziałem czy wpłynie to na obliczanie dochodu oraz przyznanie kredytu. Osoby, która prowadzi kredyty studenckie nie było, ponieważ przebywała akurat na urlopie, natomiast inna pracownica banku nic na ten temat nie wiedziała. Z informacji kolejnej pracownicy działu kredytów wynikało, że wszelkie dochody są wliczane i mam dostarczyć dokument potwierdzający mój nowy przychód.
Byłem zdezorientowany i tak naprawdę zastanawiałem się czy przyjąć tę propozycję pracy, albowiem mogło okazać się, że mogę nie otrzymać kredytu. Na szczęście osoba, która prowadziła kredyty studenckie wróciła z urlopu i okazało się, że nie muszę dostarczać żadnych nowych dokumentów, ponieważ kredyt mam już przyznany. Mam tylko stawić się z poręczycielami i podpisać nieszczęsny aneks do umowy. Nie wiem czy na tym skończą się moje kłopoty, bowiem nie jestem pewien czy jednak bank nie zażąda dodatkowych dokumentów. Jaka jest logika tego całego problemu? Moim zdaniem żadna.
Jedyny wniosek jaki mi się nasuwa z tej bankowej przepychanki jest taki, że w oddziale tym, a jest to oddział banku PKO BP, pracuje niedoszkolony personel. Pracownicy nie wiedzą na jakich zasadach funkcjonują kredyty – jeżeli jeden pracownik jest nieobecny nikt inny nie potrafi załatwić prostej sprawy z kredytem studenckim. Nie wiem jak jest w innych bankach, ale czytając wypowiedzi studentów na przeróżnych forach internetowych wnioskuję, że jest podobnie. Dlatego nie dziwię się, że profesjonalizm kadry bankowej oraz kontakt z klientami zostały tak źle ocenione nie tylko przez klientów banków, ale również przez organy kontrolne.
AlertFinansowy.pl